top of page

ree

Dziwny, dziwny czas. Po raz pierwszy od lat nie odwiedziłam w Zaduszki bliskich na cmentarzu. Tak, wiem, oni są w pamięci, ich obraz stale nosisz ze sobą, kiedy chcesz, łatwo wywołać wspomnienia. Ba, w listopadzie, kiedy zapatrzysz się na barwną bramę z liści w Lasku Wolskim, wspomnienia wracają same. A jednak człowiek lubi trzymać się tradycji. Może nie każdy, ale jest takich wielu. Tradycja często pomaga w trudnych chwilach pozbierać się, wyprostować, bywa, że ona jedna porządkuje twój dzień, gdy pewnego ranka po obudzeniu zdajesz sobie sprawę, że wszystko się rozpierzchło, rozpuściło we mgle i nie widzisz drogi. No więc wtedy takie rzeczy pomagają.

Tymczasem jest rok pandemiczny, druga część tego roku, kiedy emocje ponaciągane jak gumka tracą wytrzymałość, przecierają się. I trudno czasem dojść ze sobą do ładu. Trudniej, niż kiedyś. Siedzisz w domu, poruszasz się jak pionek na trasie pokój dzienny – komputer – kuchnia – sypialnia (jeśli ją masz w innym pokoju, niż dzienny). Czasem wychylisz się na spacer – och tak, spaceruje się w tym roku całkiem pięknie, zwłaszcza, że emocje równie ciepłe, co październik łamany przez listopad. Ale, jeśli pracujesz w domu, generalnie jesteś sam. A to, poza wieloma pozytywami, również pułapka. Bo oto zdystansuj się wobec własnych myśli, gdy nie masz odbicia (czasem jest owszem druga osoba obok ciebie, ale pracuje pogrążona we własnej autozadumie). Czasem są i dzieci, które, jak wiem z relacji, nie zawsze w tej sytuacji pomagają. Każdy kolejny dzień jest prawdziwą niespodzianką (i pomyśleć, że kiedyś chciałeś, żeby tak było, zwłaszcza gdy tkwiłeś na etacie w niekoniecznie trafionym miejscu pracy!). No więc, zbliżając się do konkluzji, cały ten zamglony system aktualnego istnienia nie pomaga w funkcjonowaniu. Częściej budzisz się z lekką depresją, częściej reagujesz nerwowo na sprawy, które dawniej tak cię nie wkurzały, mocniej odbierasz wszelkie zewnętrzne zagrożenia, których świat/kraj ci dostarcza w nadmiarze.

I w takich właśnie momentach tradycja bywa fundamentem i drogowskazem. Ustawia cię w jakimś kontekście wobec zamglonego życia, tworzy widoczne kontury. Gdyby tak wziąć te znicze i jednak pójść w Zaduszki na cmentarz, sięgnąć pamięcią wstecz, że kiedyś to było fajnie i może znów będzie, gdy minie ten dziwny, dziwny czas. Przydałoby się. Na pewno by nie zaszkodziło, zwłaszcza, gdyby, tak jak w sklepach na przykład zrobić godziny senioralne.

Ale cóż, było, jak było i oby było lepiej. A dziś, dzień po, na cmentarzu było całkiem ludno. Zaparkowaliśmy na ostatnim wolnym miejscu i Mój musiał się po wizycie wysuwać na centymetry zza dostawczej ciężarówki z chryzantemami. Z trudem, ale i satysfakcją, powoli, cierpliwie. Ku lepszemu. Miejmy nadzieję, że to dobra wróżba na przyszłość.


ree

72 uśmieszki pod informacją, że na covid zmarła 24-letnia nauczycielka. Pomijam kwestię wiary, czy braku wiary w fakty, które są naszym udziałem, ale żeby tak zupełnie, bez empatii? Jednak kobieta zmarła. Co się dzieje z ludźmi, czy to tylko kwestia lęków, które odbierają rozum, czy znieczulica rozlewa się większą falą niż pandemia? Człowieku, który kliknąłeś w uśmiechniętą emotkę, co jest z twoją wyobraźnią,

bo rozumiem, że z wrażliwością to różnie bywa?

Umarł człowiek. Umarła kobieta, nie wiem, żona, być może matka, która przez wiele dni próbowała leczyć się w domu, jak wielu innych, często jej rówieśników. Ostatecznie, czując, że nie dzieje się dobrze, wręcz dzieje się już koszmarnie, bo tlenu jest w niej o wiele za mało, pokonała system i trafiła do szpitala. Kapkę za późno.

Może jeśli tak to sobie odtworzysz obrazowo, bo to nie historyjka zasłyszana w Internecie, to kawałek prawdziwego życia, który toczy się za drzwiami twojego mieszkania, gdzie siedzisz bezpiecznie i bawisz się w klikanie. I ciesz się, że masz ten komfort, bo niektórzy toczą prawdziwą wojnę. Chorzy i lekarze. Przemyśl to sobie raz jeszcze. Może warto.


ree

Znowu świat wydaje się zastygać, powlekać nieruchomą warstwą, ale to inna specyfika, niż w lockdownie, kiedy wszystko stało, na każdym poziomie, w każdej warstwie. Teraz dzieje się, nawet bardzo się dzieje oraz kłębi. Mimo, że tkwimy w poczuciu niemożności, zmrożenia czasem, gdy nam nakładają przymusowe kwarantanny, czasem wręcz sami je sobie nakładamy, bo zarażonych jest coraz więcej. Raz po raz szturchnie nas ta fala możliwości powodując, że zaczyna się to czuć, ten dreszcz skażony niepokojem, nawet czasem bardziej niż covidem. Łańcuch się zaciska, jest coraz więcej zakażonych. Był taki czas, długi całkiem, kiedy pytało się innych, czy znają kogoś, kto TO ma. I prawie nikt nie miał. A teraz niepostrzeżenie, dzień za dniem TO się ziściło. Wczoraj 3000, a dziś ponad 4000. Jak to? Wydawało się dużo bardziej realne w marcu, kwietniu, kiedy niepokój sączył się u stóp jak dym, oplatał nam sznurówki. Wtedy groza była jak najbardziej na miejscu, miała w sobie urok nowości. Było przerażenie, ale i poczucie uczestniczenia w czymś, co się nigdy dotąd nie działo, coś jak smak survivalowego ryzyka. Zamykałeś drzwi domu, dezynfekowałeś, co tam przyniosłeś ze sobą i przed dłuższą chwilę oddychałeś miarowo, wciągając w płuca tlen, którego czasem obecnie tak bardzo brakuje. Byłeś bezpieczny, dom ci to bezpieczeństwo gwarantował. Jakby covid był zgrają zbirów, która gnała za tobą po osiedlu. Teraz jest już inaczej, kiedy nauczyłeś się żyć z wirusem za oknem, za zakrętem, w spożywczaku. Może być w końcu wszędzie, ale dotąd jednak cię nie dotykał.  Potem nagle zbliżył się na odległość kilometra, kilku metrów, a teraz już prawie liże ci stopy, kiedy słuchasz wieści od znajomych, którzy go mają. I pytasz ich o objawy, i cieszysz się, że nie są tak groźne, jak by być mogły. I boisz się, bo gdy tak rozmawiasz, to wiesz, że słowo stało się ciałem i zastanawiasz  się jak to będzie z tobą, gdy cię dotknie. I wstrząsa tobą dreszcz, bo jednak słowo zakażenie ma zdecydowanie nieprzychylne konotacje, pachnie nieładnie, tak też wygląda i generalnie wolałbyś się z nim nie zetknąć namacalnie. Gdy tak  siedzisz tymczasem w domu, izolując się, bo możesz i cieszysz się, że masz co robić, bo pracę masz covidowo komfortową, czasem umysł ucieka daleko. Do przyszłego lata na przykład, kiedy być może wirus odbije się już definitywnie od tarczy ozdrowieńców, albo go po prostu przechorujesz i nareszcie wróci spokój. Będziesz sobie, siedząc zanurzony w trawie lizał rany po tym ekstremalnym 2020 roku, który jeszcze w sylwestra, jeszcze na pierwszej karnawałowej zabawie wydawał się zupełnie zwyczajny. A potem tak nas docisnął do ziemi i kazał wąchać glebę, tak nas z tą glebą przeorał, zasmucił, zeźlił, bo o złe uczucia łatwiej, gdy notorycznie żyjesz w stresie. Tak więc zrelaksuj się, wyobraź sobie tę łąkę, że już prawie na niej jesteś, w każdym razie bliżej, niż dalej. I nie myśl co będzie jutro, zabazgraj sobie te najbliższe tygodnie (miesiące) pisakiem i kieruj się dalej. Dalej już będzie łatwiej.

bottom of page