top of page

Zauważyliście, że odkąd nastał covid, także i dobrze znane nam infekcje typu grypa, czy przeziębienie, znacząco się przepoczwarzyły? Doświadczył tego Mój, który w styczniu podłapał grypę, albo coś ją łudząco przypominającego.


Choroba pięknie się kamuflowała (naśladując covid). Zaczęła się serią dreszczy i niewielką gorączką oraz bólem mięśni. Mój natychmiast dostał skierowanie na test i wyszło jaskrawo, że jest czysty. Ale choroba nie odpuszczała przez najbliższe dni, podczas których symptomy były bliźniaczo podobne do tych pierwotnych, tyle, że za każdym razem sukcesywnie mniejsze. Po trzech dniach było po wszystkim.


Tak się wydawało, bo Mój poczuł się całkiem nieźle, gorączki już nie miał, za to coś jakby zaczynało schodzić mu na oskrzela (nie wiadomo, co, bo infekcji gardła jako takiej nie miał). I to coś schodziło, cofało się, znów jakby schodziło, wywołując poczucie duszności i potrzeby odkrztuszenia (początkowo bez takowej możliwości). W końcu Mój zaczął również odkrztuszać. Co jakiś czas, jak migające cienie pojawiały się drobne dreszcze i bóle mięśni, po czym znikały tak nagle, jak się pojawiły.


Oczywiście monitorowali go lekarze. Uczestniczył w teleporadach, chodził również na wizyty specjalistyczne (pulmonolog, alergolog), obrazował płuca. Choroba wszystkich zadziwiała (większość wstępnie celowała w covid, a następnie w pocovidowy zespół). Cóż, jeśli wszystkich sześć testów, które Mój wykonał, wskazywało dobitnie, że covid być to nie może. Nie pojawił się także żaden ślad w postaci przeciwciał.


Powikłania po tajemnej chorobie ciągną się nadal. Być może jest to alergia, jak twierdzą niektórzy lekarze – nie wskazują na to wyniki, ale kto to wie! Alergie panoszą się ostatnio coraz zuchwalej, przybierają też zamaskowane oblicze, bo przecież siedzimy w domach, taplając się w roztoczach, odseparowani od czystego powietrza (chłodem i smogiem). I się kisimy ogólnie w alergenach wytworzonych przez dom oraz zwierzęta domowe.


W ostatniej puli leków Mój bierze również te antyalergiczne. Czy pomagają? Ogólne wrażenie jest niejasne. Podobnie jak całokształt choroby, która nadal pozostaje dla lekarzy zagadką.


No więc zdaje się, że jesteśmy w centrum trzeciej fali. Dzisiaj pojawiło się oficjalne doniesienie, że wirus jest w tej wersji zarówno zjadliwszy, jak i bardziej śmiertelny o 61 %, szczęśliwie ponoć szczepionki na niego działają – mniejsza z tym kiedy te szczepionki będą dostępne dla wszystkich.

Z deczka ponura rzeczywistość.


Rano działam od świtu, zatem kładę się na popołudniową drzemkę. Budzę się po 15 minutach z wewnętrzną telepką i poczuciem, że coś się komuś strasznego stało, albo stanie (stało się, niestety, stanie, nie tylko przez covid, ale poprzez zamykanie możliwości planowych zabiegów i wizyt). Lęk nie mija kiedy wstaję, robię sobie herbatę, przechadzam się po mieszkaniu, które dawno nie widziało gości; robię sobie herbatę, którą wolałabym wypić w większym gronie. Jestem zajebiście rozsądna i tak jest dobrze, bo mimo, że psyche trochę siada, nie narażam siebie, ani kogoś.


A tymczasem niektórzy dobrze się bawią, nie tylko ci zaszczepieni i ozdrowieńcy. Ustawiają się do wirusa plecami, ignorują, plują mu w twarz. Są twierdzenia psychologiczne potwierdzające sensowność takiego nastawienia do choroby. Odporność utrzymuje się na poziomie, dobre samopoczucie wyzwala hormony, które izolują nas od chorób.


Niektórych. Czy tak jest w przypadku tego wirusa? Wystarczy spojrzeć na statystyki.


Psy biegające luźno przy ulicy, trącające nosami, psy z kaskadą sopli przy ogonie, szczęśliwe, w zębach śnieg, na pysku szczęście. Sklepik na skrzyżowaniu przy kościele, cały w Mikołajach, w oddali - fosforyzujące góry. Kościelisko o zmierzchu.


Puste trasy biegowe, cztery linie aż po horyzont, na horyzoncie Giewont. Nogi ugięte, biodra równo, szusowanie naprzemienne. Śnieg na twarzy, gdy się rozpędzisz, śnieg w słońcu, połyskujący jak brokat. W oddali trasa do lasku, niedostępna dla nas trasa, bo nie mamy techniki niezbędnej, by opuścić tor. Kościelisko o poranku.


Dolina z widokiem na góry, malownicze domki, zakątki dobrej energii. Chciałbyś tu zamieszkać, już budujesz dla siebie dom pośrodku doliny, choć nigdy nie chciałeś osiąść w górach. Skrzyp, skrzyp, śnieg chrzęści, płatki śniegu jak motyle osiadają na powiekach. Kościelisko popołudniem.


Widok zamknięty w klatce okna. Odsuwasz zasłonkę i patrzysz, czujesz zapach mrozu przedostający się przez ramę okienną. Śpisz. Śnisz, że minął rok albo dwa i przyjeżdżasz tu. I znów jest wkoło pełno śniegu i są biegówki, a karczma z dywanami z owczej wełny przy kominku jest otwarta na oścież i pełno w niej ludzi. Pijesz gorącą herbatę z rumem i myślisz o przyszłości pozytywnie. Kościelisko nocą.



bottom of page