Łąka pod blokiem
- Koronablog

- 15 maj 2020
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 16 maj 2020

Zaniedbane cmentarze, opuszczone cmentarze, zostawione tej Wielkanocy same sobie. Wreszcie się wybieramy. Pogoda nawet ładna, cieplutko z tendencją do zachmurzeń. Cmentarz Podgórski tylko trochę zaludniony, tylko dwie budki ze zniczami czynne, nie siedem, jak zazwyczaj. Wybór też, niestety mniejszy. Trochę doniczek z roślinkami ogrodowymi, bazie, wiechcie astrów. Bardzo dużo syntetycznych kwiatów, niektóre nawet dobrze udają oryginał.
Wybieramy jednak skromniej, mniej wystawnie, jakieś fiołki, jakieś bratki, może dłużej postoją, zwłaszcza, że wkrótce ma być deszcz. Kupujemy hurtem, mamy zwizytować jeszcze jeden cmentarz, a teraz chowanie portfela potencjalnie zakażonymi łapami to zadanie ekstremalne. Oczywiście należy go potem odkazić. Łapy również, a i tak pozostaje ślad niepokoju, snuje się za nami po bruku, gdy ruszamy spod budki nr 2. Szukam zapałek, które wzięłam z domu specjalnie, przez co i tak muszę wszystko powyciągać. Plecak przestaje być terenem czystym, inkubatorem, antyseptyczną oazą. Cała już jestem potencjalnie zbrukana, skolonizowana przez wirusy i tylko czekać, aż dostaną się one głębiej, pod błony, do wnętrzności i tam sobie znajdą przytulne mieszkanko.
Wchodzimy za bramę, idziemy. Trochę pod górkę, bo tak malowniczo usytuowano ten cmentarz. Rozglądamy się. Ludzie zdyscyplinowani, zamaskowani, a nawet w rękawiczkach, jednak tym razem nie o wirusa chodzi, a o czynności porządkowe. To tu, to tam odbywa się mycie, szorowanie wybłyszczanie powierzchni, co jest oryginalnym sposobem uprawiania sportu na świeżym powietrzu, ale i formą medytacji.
Słońce prześwietla liście, ładnie tu. Docieramy do grobu. Wyschły wieniec z Bożego Narodzenia. Trochę smutno, ale przecież nie można było dotrzeć przed Wielkanocą. Podobnie na kolejnym grobie, na drugim cmentarzu, tam nawet gorzej. Czyścimy, zmiatamy, pucujemy. Wiosna zakwitła, drzewa zrzuciły na groby lepkie szypułki. Mój idzie po wodę, ja medytuję, skubiąc to lepkie.
Myślę o tych dziwnych miesiącach, których nikt z nas by sobie nie wywróżył, myślę o tym, co przyniesie przyszłość. Trochę się modlę, bo jednak tu łatwiej jakoś wszystko położyć na tacy. Te lęki i niepokoje, które trochę ustąpiły, ale pojawiają się za to ich konsekwencje. Zastanawiam się co się zmieniło i na ile trwałe to będą zmiany. Kiedy patrzy się na ulicę, ma się wrażenie, że nie bardzo. Bo tyle dni na przykład cieszyła nas bujna łąka wyrosła pod blokiem, na niej stokrotki i niezapominajki, a także małe różowe kwiatki, których tu nigdy wcześniej nie widziałam. A dziś z samego rana dwóch gostków przyszło i zgoliło wszystko do zera. Szliśmy po zgilotynowanych niezapominajkach i naprawdę przykro nam było. Że to tylko dyskusje i pozorne zachwyty były nad oddechem przyrody, nad powrotem do dzikości. Żeby sobie postrzępić język, kiedy już siedzi się w domu bezczynnie, oglądając Netflixa i wpisy na facebooku. Nie poszła za tym żadna głębsza refleksja, ani czyn.
Trochę żal.



Komentarze