top of page

Pod napięciem

Zaktualizowano: 2 gru 2020


Ludzie są teraz napięci, bardzo napięci. W zeszłym tygodniu pani z piekarni rzuciła się wściekle do drzwi, żeby mi je przytrzasnąć przed nosem.

- Ile pani ma lat? – nie czekała na odpowiedź. Zawinęła nogą i już była z powrotem przy ladzie.


Skołowana, zbierałam się przez dłuższą chwilę, próbując pojąć bezmiar wykroczenia. Błądziłam wzrokiem po kartkach przyklejonych lepcem w motylki: żeby zasłaniać usta i nos, żeby dezynfekować dłonie oraz przestrzegać liczby czterech osób „na sklepie”. „Na sklepie” była jednak jedna osoba zaledwie, nadal więc nie łapałam kontekstu. Kto wie, może gdybym spojrzała na zegarek, coś by mi to wyjaśniło. Tymczasem jednak stałam, zapadając się w sobie, a pani wygrażała mi przez szybkę i wypuszczała pojedyncze słowa, których znaczenie pozostało niejasne, bo szybka gruba była, a pani oddalona. Dopiero, kiedy do sklepu wszedł niepozorny dziadunio, załapałam: godziny senioralne! I na rozżaleniu zmieszanym ze wściekłością zakwitł pojedynczy pęd zrozumienia.


Komunikacja, ten klucz do wszystkiego ostatnio zawodzi, bo żyjemy w skrajnym napięciu. Nerwy napięte do wysokiego „c” po prostu nie wytrzymują i wybuchamy przypadkiem, czasem atakiem swego gniewu zszokowani.


Miałam już w życiu czas, kiedy żyłam pod wysokim napięciem. Wydawało się, że nic się właściwie nie dzieje, bo organizm potrafi tak to sobie przetłumaczyć. Pozornie żyjesz normalnie, chodzisz do pracy, jesz obiad, robisz pranie, precyzyjnie rozdzielając kolory. I tak przez dłuższy czas, spokojnie, z uśmiechem, masując napiętą szyję, tłumiąc pulsujące pod skórą szorstkie impulsy. Aż w pewnej chwili po prostu trafia cię szlag. I wybuchasz albo na zewnątrz (zdrowsze, choć mniej oczekiwane społecznie), lub też do środka, zadając swemu wnętrzu dotkliwe rany. A potem lecz to człowieku, opatruj blizny, zbieraj fragmenty poczucia własnej wartości rozwłóczone kątem po bruku. Zamęczaj telefonami przyjaciół, którzy są w nie lepszym stanie niż ty, szyj nocą patchworkowe makatki.


No więc teraz weszliśmy w taki stan wszyscy razem. Jako te niewybuchy krążymy wokół siebie, nieraz wręcz ocieramy się ramieniem, kiedy ścieżka jest zbyt wąska i odskakujemy, jak rażeni prądem. To niebezpieczne, bardzo, może więc spróbujmy to sobie uświadomić? Że jest jak jest i pewnie chwilę to jeszcze potrwa, zanim się skończy trefny czas, zanim pozbieramy się do kupy i zaufamy, że jest już w miarę bezpiecznie. Spróbujmy popatrzeć na drugiego od środka, że jest mniej więcej taki jak my i też czeka, że z drugiej strony przyjdzie zrozumienie.


Spróbujmy tak, w codzienności, w szpitalach, na protestach. Po drugiej stronie jest człowiek, nie wróg, mimo, że czasem mówią nam inaczej.

 
 
 

Comments


bottom of page