Noc za oknem
- Koronablog
- 2 kwi 2020
- 1 minut(y) czytania

Robię porządki. Porządkuję zwłaszcza szafkę w przedpokoju, by stworzyć półkę pandemiczną, na której znajdą się rękawiczki, chusteczki odkażające i bawełniane maseczki, bo tylko takie są teraz w zasięgu.
Budzę się nocą. Siedzę przy kompie, coś tam robię, w końcu dopada mnie faza spacerowa. Chodzę więc po domu, przechadzam się, ogarniam przestrzeń. Myślę o duchach tych, którzy odeszli, jakby było, gdyby dotrwali. Wychodzi na to, że byłoby mi znacznie trudniej. Większy niepokój, konieczność wychodzenia z domu i opieki, branie na barki cudzych lęków. Gdy panował SARS 1, tkwiłam w głębokiej żałobie, nie miałam o niczym pojęcia. Co by się stało, gdyby wtedy doszło do pandemii? Lepiej nie myśleć.
Patrzę w głęboką noc, w świat, który jest teraz bardziej światem dla natury, niż dla ludzi. Ten spokój, który sączy się przez ciemność, czy on rzeczywiście tam jest, czy tylko biorąc głębszy oddech po prostu pozbywam się swoich lęków? Że oto wielka fala coraz bardziej się zbliża. Ze prognozy Mojego, tak oczywiste na papierze, właśnie stają się ciałem, gdy lawinowo wzrasta liczba zakażeń i jest coraz więcej ofiar.
Gdy zamykam oczy, widzę samotną osobę zamkniętą w izolatce, bez możliwości kontaktu, z piętnem trądu, samotną i obolałą w gorączce. To się dzieje dla wielu teraz. Dojmująca samotność izolatki, a potem może brak tchu, który przeraża bardziej niż ból. Podnoszę powieki i patrzę w ciemność. Czy skorzystamy z nowej szansy, kiedy to wszystko już się skończy, czy znów zapomnimy, jak o SARS 1? Jak to często bywa w baśniach trzeci raz może być tym ostatnim.
Comments